Czasem idzie jak po grudzie,
trudno złożyć rymów parę,
dużo łatwiej wypić wódzię
i banały głosić stare.
Innym razem, nie nadążam
z notowaniem zgrabnych zdanek,
myśli trzyma rytmu lonża,
wierszyk gotów jest na ranek.
Gdy ponownie to przeczytam
i toporność myśli strawię,
to sam siebie głośno pytam:
przez sen piszę czy na jawie?
Wierszyki